sobota, 16 października 2010

Wywiad z Anną Koprowską-Głowacką, część 3

4. Gdzie częściej oskarżano kobiety? W miastach czy na wsi?
To trudne pytanie. Kobiety oskarżano bowiem zarówno na wsi, jak i w miastach. W tym pierwszym wypadku było to o tyle bardziej widoczne, że często przed sądem stawała niemal cała wieś. Jedno oskarżenie wywoływało bowiem lawinę kolejnych: podawane na torturach nazwiska sąsiadek, znajomych z innych osad czy nawet krewnych skutkowały kolejnymi oskarżeniami. Za przykład mogą tu posłużyć głośne procesy w Karścinie, Krukowie i Pobłociu, gdzie najlepiej widać zależności pomiędzy oskarżeniem jednej osoby, a efektem w postaci posłania na stos większej ilości ofiar. W miastach natomiast proces dotyczył zwykle nieco mniejszej części społeczności lokalnej, choć… Warto wspomnieć, że prawdopodobnie pierwsza czarownica na Pomorzu stanęła przed sądem w 1477 roku, w Gdańsku. Jej sprawa toczyła się jeszcze przed sądem kościelnym, trzeba jednak zaznaczyć, że owa kobieta dowiodła swej niewinności i ocaliła własne życie. Ponadto warto zauważyć, że w owych czasach strach przed diabelskimi sztuczkami, czarami i rzucanymi urokami był ogromny i w niemal każdym nieszczęściu: od klęski głodu, poprzez zarazy, aż po nagłe choroby bydła, doszukiwano się winy czarownic. A czarownicami stawały się kobiety w jakiś sposób wyróżniające się z lokalnej społeczności: zbyt mądre, zbyt piękne czy zbyt samodzielne.

5. Jaka była najciekawsza pani zdaniem, historia czarownicy (która zapadła pani najbardziej w pamięć, była zaskakująca)?
Cóż, każda historia to jednocześnie wielki dramat dla oskarżonej kobiety, dla jej bliskich i przyjaciół. Czasami trudno sobie wyobrazić, na jakie tortury skazywało się nieszczęsne kobiety po to tylko, by wymusić na nich zeznania, oczekiwane zeznania, rzecz jasna, bo najczęściej prawda i oczekiwania sędziów były rozbieżne. Gdybym wszelako miała jednak wskazać na historie, które najbardziej zapadły mi w pamięć, to byłaby z pewnością historia rodziny Schulte z Radawki oraz opowieść o Annie Glade z Grudziądza. Dlaczego akurat te procesy? Chyba dlatego, że dotyczą one całych rodzin, które przeszły traumę związaną z procesami. W pierwszym wypadku oskarżenie o czary dotknęło nie tylko małżonków Schulte, którzy stracili życie jako czarownicy, ale również młodą żonę ich syna Michała. Gdy i ona podzieliła los teściów, Michał żyjący od lat w cieniu stosów opuścił wieś. Los jednak i jego doścignął. Oskarżony o czary wolał śmierć z własnej ręki niż płomienie stosu… Drugą historią jest opowieść o mieszczce grudziądzkiej Annie Glade, która oskarżona o czary była sądzona przez… własnego syna. I mimo jego starań, by oczyścić matkę z zarzutów, została ostatecznie uznana czarownicą… To jednak tylko dwie historie spośród wielu ludzkich dramatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz